Seo tools

www.szukamywas.pl - Forum dyskusyjne: Barbara W. (Data zaginięcia: 1994/01/31)
Luty 08 2025 10:22:26
Nawigacja
· Start
· Forum
· Regulamin
· Plakaty do pobrania
· Pinterest
· Kanał Youtube
Aktualnie online
· Gości online: 1

· Użytkowników online: 0

· Łącznie użytkowników: 138
· Najnowszy użytkownik: aga__0145
Zobacz temat
 Drukuj temat
Barbara W. (Data zaginięcia: 1994/01/31)
elin
Barbara W.
Data zaginięcia: 1994/01/31
Ostatnie miejsce pobytu: Chorzów

Wiek w dniu zaginięcia: 32 lata
Miała tatuaż - napis, cyfry - na ręce oraz blizny po ranie ciętej.
https://zaginieni...RBARA.html

Wydział Kryminalny Komendy Miejskiej Policji w Chorzowie od 1994 roku prowadzi sprawę poszukiwawczą dotyczącą zaginięcia Barbary W. i jej czwórki dzieci:
Arkadiusza W. http://szukamywas...#post_8785
Sebastiana W.
Ilony W. http://szukamywas...#post_9125
Angeliki W.
Jak wynika z wstępnych czynności w sprawie, rodzina została zamordowana, a zwłoki ukryte w nieustalonym dotąd miejscu.

Z przeprowadzonych wstępnych czynności w tej sprawie wynikało, że wymienione osoby mogły zostać zamordowane, a zwłoki ukryto w nieustalonym dotąd miejscu. Jak informuje policja, wykonane do chwili obecnej czynności w sprawie nie doprowadziły do ustalenia, gdzie znajdują się zwłoki wymienionych.
http://www.chorzo...-5038.html

Chorzowscy policjanci nigdy nie zajmowali się tak tajemniczą i zarazem okropną sprawą. Mimo że czas upływa, raz po raz wracają do śledztwa. Zwykle, gdy przypada rocznica zdarzenia. I tak wracać będą jeszcze przez 14 lat. Wówczas zaginieni uzyskają status nieżyjących, a akta sprawy raz na zawsze spoczną w archiwum.
"Najdroższa mamo, kiedy będziesz słuchać tej taśmy, mnie już wśród żywych nie będzie, ponieważ stało się to, czego najbardziej się obawiałem, kiedy zawsze mówiłem, że prędzej czy później, jeśli tak będzie postępować, do tego dojdzie. Dziewiątego zeszła z tego świata wraz z dziećmi, a ja dzisiaj, to jest w niedzielę. Gdy będziesz słuchała tej taśmy, mnie już na świecie nie będzie, bo tylko jedna może być kara za to co się stało. Nie opłakujcie mnie, bo nie ma sensu. Takich jak ja się nie opłakuje. Oni leżą gdzieś na cmentarzu, tukej gdzie Janusz, ale gdzie, to tylko ja wiem i Pan Bóg. Cóż więcej mogę powiedzieć... Stało się, bo stać się musiało. Mamo, te samochody są dla Grzesia, łachy też, weźcie co uważacie, ino mieszkanie ostowcie Mietkowi, bo mnie już nic nie potrzeba. I tak, jak żech wom godoł, nie chca żadnego pogrzebu, nie chca żadnych kujwa pochówków. Tak macie zrobić, żeby było dobrze. No...".
Tych słów nagranych na taśmie magnetofonowej funkcjonariusze Wydziału Kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Chorzowie z pewnością długo nie zapomną. - Gdy odsłuchiwaliśmy nagranie, w sąsiednim pokoju na tapczanie, w kałuży skrzepłej krwi leżały zwłoki Ryszarda Wolanego. Jak ustaliliśmy, denat podciął sobie gardło żyletką, ale przedtem najprawdopodobniej zamordował żonę i czwórkę dzieci. Mówię najprawdopodobniej, bo nie mamy na to stuprocentowych dowodów - wyjaśnia podinspektor Tadeusz Chycki.

Zabił albo nie zabił...
Sprawa śmierci Wolanego i tajemniczego zniknięcia jego rodziny wciąż spędza sen z oczu chorzowskich policjantów. Nie daje również spokoju miejscowym prokuratorom. 21-letnią Barbarę i jej czworo dzieci - Arkadiusza, Ilonę, Sebastiana i Angelikę w wieku od 5 do 2 lat po raz ostatni widziano żywych 31 stycznia 1994 roku. Dziewięć dni później Ryszard Wolany powiedział swej siostrze, że Basia z dziećmi wyjeżdża za granicę. Ponoć miał po nich przyjechać jakiś zamożny mężczyzna, pracujący w Niemczech.
- To mógł być ojciec pierwszego dziecka Barbary W. i taką hipotezę również przyjęliśmy - opowiada podinspektor Chycki. - Jednak po dokładnym sprawdzeniu mieszkania Wolanych wydała się ona mało prawdopodobna. W szafach zostały bowiem wszystkie zimowe ubrania zaginionych, a wtedy luty był chłodny i śnieżny.
Czy w taki razie Barbara Wolany i jej czwórka dzieci rzeczywiście zostali zamordowani?
Ryszarda Wolanego widziano ostatni raz 10 lutego 1994 roku w Ośrodku Pomocy Społecznej w Chorzowie, gdzie pobierał zasiłek. Obsługującej go pracownicy powiedział, że ma zamiar wyjechać do Zwardonia. Kilka godzin później Wolany rozmawiał ze spotkanym kolegą. Był pijany i mówił, że udusił żonę i dzieci, a potem pogrzebał na cmentarzu. Złożył też krótką wizytę matce.
- Barbary ani dzieci już nie ujrzysz - oznajmił krótko i wyszedł. Zanim zatrzasnął za sobą drzwi mieszkania przy ul. Katowickiej 75 zaczepił jeszcze sąsiadkę z piętra. Wydukał, że otruł rodzinę gazem i żeby zaświeciła Barbarze świeczkę. Jednak nikt nie uwierzył w to, co mówił, nikt nie zapytał o konkrety. Cztery dni później zwłoki Ryszarda Wolanego odkryły jego siostra i matka w asyście policyjnego patrolu.

Mężczyzna z łopatą
W toku czynności sprawdzających udało się ustalić tylko tyle, że Wolany od pewnego czasu często wspominał o zamiarze zamordowania rodziny. Do swoich kolegów z pracy i znajomych mówił krótko: "zabiłem żonę", albo "zaczadziłem całą rodzinę i spaliłem mieszkanie". Stwierdzono również, że denat 9 lutego był w biurze PZU i zmienił swoją polisę ubezpieczeniową, upoważniając matkę do pobrania pieniędzy. Jej też dedykował pożegnalne słowa utrwalone na magnetofonowej taśmie. Wynikało to z treści listu jaki skreślił tuż przed zgonem - "kochana mamo, wystarczy tylko włączyć magnetofon."
Specjalna grupa śledczo-dochodzeniowa przyjęła ostatecznie za najbardziej prawdopodobną wersję, że Wolany rzeczywiście zamordował żonę i dzieci. Zrobił to podczas ich snu. Nie wykluczone, że wcześniej podał im jakieś środki. Kiedy zamordował? Być może tak jak powiedział, czyli 9 lutego. Potem pił na umór. Świadczą o tym liczne butelki po tanich winach jakie ujawniono w mieszkaniu. Sporadycznie też wychodził z domu. W tym czasie spotykał kolegów, rodzinę, załatwiał formalności w OSP i PZU i... wywoził zwłoki na cmentarz. Zabrało mu to co najmniej dwa następne dni, gdyż jednorazowo nie byłby w stanie przenieść pięciu ciał ważących w sumie ponad 150 kg.
- Jeszcze w lutym jeden z miejscowych kloszardów zgłosił nam kradzież swojego solidnego wózka do transportu złomu. Powiązaliśmy te fakty. Wolany musiał najpierw przygotować dół na cmentarzu przy ul. Drzymały, a potem systematycznie zwozić tam ciała. Zrobiliśmy eksperyment, który dowiódł, że w godzinach od 2 do 4 w nocy w okolicy nie ma żywego ducha. Można więc przemknąć cichaczem - mówi podinspektor Chycki.
Policyjną hipotezę uprawdopodobniła jedna z pacjentek pobliskiego szpitala sąsiadującego z cmentarzem. Twierdziła, że 12 lutego w późnych godzinach wieczornych, wyglądając z okna na piętrze widziała podejrzanie zachowującego się mężczyznę niosącego łopatę. Nie wykluczone, że był nim Wolany.

Piszczele i czaszki
15 lutego grupa śledczo-dochodzeniowa wraz z prokuratorem przybyła na cmentarz przy ul. Drzymały. Policjanci tyralierą przeszli przez nekropolię w poszukiwaniu śladów dzikiego pochówku. Szczególną uwagę zwracano na mogiły mężczyzn noszących imię Janusz. Niczego jednak nie znaleziono.
- Wtedy zaczęliśmy podejrzewać, że ciała są pogrzebane w którejś ze świeżych mogił, albo nawet w kilku na raz. Wolany nie musiał wcale głęboko kopać. Wystarczyło, że odsypał kilkanaście łopat. Od powierzchni ziemi do wieka spoczywającej w grobie trumny jest około metra głębokości. Załóżmy, że rozkopał dwie świeże mogiły. Tyle mu wystarczyło - argumentuje podinspektor.
W takiej sytuacji śledczy wpadli na pomysł, by sprawdzić wszystkie świeże groby. Naliczyli ich ponad czterdzieści. Na to jednak musieli mieć zgodę miejscowego proboszcza. Dyskusja na plebani trwała kilka godzin. W końcu przyjechał prowadzący sprawę prokurator Raczak. Nie pomogło. Proboszcz postawił na swoim. - To święte miejsce i nie pozwolę zakłócać wiecznego spoczynku zmarłym!
Chorzowscy policjanci spędzili w komendzie kilka nieprzespanych nocy zastanawiając się co robić dalej i wtedy ktoś wpadł na pomysł, by zdobyć kamerę termowizyjną. Zamówiono ją w jednym z gliwickich przedsiębiorstw. Gdy specjaliści ze sprzętem byli już na miejscu okazało się, że urządzenie nie nadaje się do pracy na cmentarzu, gdyż wokół pochowanych jest setki zwłok i badanie nie przyniesie oczekiwanego rezultatu. Z pomysłu więc zrezygnowano. Ostatnią deską ratunku okazali się jasnowidze i psychotronicy.
- Pierwszy zupełnie zamieszał nam w głowach. Twierdził, że zbyt późno przybył, bo dusze krążą nad grobem czterdzieści dni i teraz nie jest już w stanie nawiązać z nimi kontaktu. Inny opowiadał nam o zbiorniku wodnym, trzeci widział wielkie rury. Ten ostatni argumentował dość przekonywująco. A to co narysował, żywcem przypominało plac budowy pobliskiej "średnicówki". Komendant zarządził mobilizacje i znów setki naszych ludzi przeczesywało teren. Bez skutku. Od tej pory każda znaleziona czaszka, każdy fragment ludzkiego szkieletu wykopany z ziemi stawiają nas na nogi.
- Kiedyś stróż z Wesołego Miasteczka wygrzebał jakiś piszczel. Wszczął alarm. Zbiegli się ludzie. Wszyscy myśleli, że Wolanych znaleźli. My też mieliśmy małą nadzieje, ale medyczna ekspertyza brzmiała. "kość mężczyzny, wiek około 25-30 lat". I znowu nic - rozkłada ręce w bezradnym geście komendant Chycki.
Sąsiedzi rodziny Wolanych mają tragedię żywo w pamięci.
- Ona nie była aniołem - mówi starsza kobiecina z parteru. - Za skok tuż po drugim ślubie dostała wyrok razem z tamtym chłopem. Ale nie siedziała. Raz po raz ruszała w Polskę i wracała po tygodniu. Ryszard się dzieciakami opiekował i dlatego nigdy głodne ani brudne nie chodziły. Raz dostał ataku szału i zabrano go w nocy do szpitala. Od tego czasu się zaczęło. Niekiedy opowiadał, że wszystkich w chałupie pozabija. Myśmy na to mówiły: Co ty chcesz zrobić, przecież policja cię złapie. A on za każdym razem odpowiadał: Nie zdąży...
http://fakty.inte...ign=chrome
Edytowane przez elin dnia 07-08-2020 22:37
 
elin
Reportaż w "Ktokolwiek..."
https://vod.tvp.p...8,39464541

Barbara przyjeżdża na Śląsk z Nowej Rudy. Wieczna hipiska, nie chce jej się pracować, lubi imprezy. Do tego stopnia, że potrafi pić kilka dni. W Chorzowie poznaje Janusza. Spotykają się, Barbara zachodzi w ciążę. Para bierze ślub, na świat przychodzi Arek. Ale niedługo później Barbara zostaje wdową. W 1989 r. doszło do nieszczęśliwego wypadku. Janusz wypadł przez okno.

Dzieci są zadbane, najedzone i grzeczne

Strata męża niespecjalnie zmienia usposobienie Barbary. Spotyka się ze znajomymi, chodzi na imprezy. Na jednej z nich poznaje wysokiego bruneta. Ryszard Wolany też lubi wypić. Więc oboje piją i rozmawiają. O tym, że życie ich nie rozpieszczało. Bo oboje musieli kraść, oboje mieli za sobą odsiadki. Nikt ich nie rozumie, a oni przecież chcą żyć po swojemu.

Rok po śmierci Janusza 29-letnia Barbara zostaje żoną o dwa lata starszego Ryszarda. Ten traktuje Arka jak własnego syna. Nowa rodzina mieszka w kamienicy przy ul. Katowickiej 75 w Chorzowie. W domu jest wszystko co trzeba. Meblościanka, telewizor, meble kuchenne. Ale luksusów nie ma.

Ryszard stara się, by w domu było czysto. Barbara jest na to zbyt leniwa. Mąż jej to wybacza. Na świat przychodzą dzieci. Najpierw Ilona, później Sebastian i w końcu Andżelika. Ryszard chce dbać o rodzinę, potrzebuje pieniędzy. Kumple namawiają go do kilku kradzieży. Wolany wpada, idzie na krótko siedzieć. Powrót do domu nie oznacza szczęścia i spokoju. Barbara pije. Kiedy wpadnie w ciąg, znika z domu. Jedzie gdzieś w Polskę, a Ryszard siedzi w domu i zajmuje się dziećmi.

Sąsiedzi słyszą, jak małżeństwo się kłóci, ale z ulgą widzą, że dzieci są zawsze czyste i dobrze ubrane. Dwójka starszych chodzi do przedszkola. Ani na Arka, ani na Ilonę przedszkolanki nie mogą powiedzieć złego słowa. Dzieci są zadbane, najedzone i grzeczne.

Ryszard znajduje pracę w stróżówce w przedsiębiorstwie produkcji chemicznej „Prodryn”. Na zmianie pracuje z kolegą. Barbara siedzi w domu.

Pijany Rysiek mówi o Baśce i dzieciach

Luty 1994 roku. Trwają zimowe ferie, dzieci nie chodzą do przedszkola. 8 lutego Barbara idzie do przychodni stomatologicznej. Dzień później Ryszard zmierza do wydziału kadr w „Prodrynie”. Tam upoważnia swoją matkę do odbioru ewentualnego odszkodowania. Po pracy idzie do mieszkania swojej siostry.

– Wiesz, Baśka wzięła dzieci i wyjechała. Pojawił się jakiś Krzysiek. Ponoć to on jednak jest ojcem Arka, nie Janusz. No i ona zabrała dzieci i z tym Krzyśkiem wyjechała do Niemiec – mówi siostrze.

Na drugi dzień Ryszard do pracy idzie pijany. – Zabiłem Baśkę i dzieci. A zwłoki zakopałem – bełkocze koledze. Ten wie, że Rysiek ma problem z alkoholem. Nic sobie z jego gadania nie robi.

– Moja żona i dzieci zatruły się gazem – mówi wciąż pijany Wolany w „Prodrynie”, gdy spotyka trójkę pracowników. Ci z politowaniem kiwają głowami. Napił się, bredzi.
Kilka godzin później Ryszard pojawia się w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. – Żona wzięła dzieci i pojechali na zimowisko do Zwardonia – mówi urzędniczce.

Bierze zasiłek i bony żywnościowe. Wolany ma kilka długów u kumpli. Odwiedza ich, część pieniędzy oddaje. Odwiedza też matkę. – Wygląda na to, że Basi i dzieci już nigdy nie zobaczysz – mówi.

20 lutego w kamienicy przy Katowickiej pojawiają się matka i siostra Ryszarda. Nie widziały go od kilku dni, a wcześniej tak dziwnie się zachowywał, dziwnie gadał. W mieszkaniu Wolanych jest bardzo cicho. W przedpokoju stoją wózki dzieci, wiszą dziecięce kurtki, palto Barbary. Kobiety wchodzą do kuchni i po chwili krzyczą. Na kołdrze ułożonej na podłodze pod kuchenką leży Rysiek. Z jego szyi na tors pokryty wytatuowanymi wizerunkami kobiet wylała się krew. Na stole butelki po winie i stosy niedopałków klubowych.

– Baśka!- krzyczy matka z siostrą. Odpowiada im cisza.

Samobójca pozostawił nagranie

Po chwili w mieszkaniu Wolanych pracują policjanci. Na miejscu pojawia się prokurator, lekarz.

– Tu jest jakaś kartka – wskazuje jeden z policjantów.

Na kuchennym stole leży odręczny zapisek. „Mamo włącz magnetofon”. Śledczy włączają i słyszą.

„Najdroższa mamo, kiedy będziesz słuchała tej taśmy, mnie już wśród żywych nie będzie, ponieważ stało się to, czego najbardziej się obawiałem, kiedy zawsze mówiłem, że prędzej czy później, jeśli tak będzie postępować, do tego dojdzie. Dziewiątego zeszła z tego świata wraz z dziećmi, a ja dzisiaj, to jest w niedzielę. Gdy będziesz słuchała tej taśmy, mnie już na świecie nie będzie, bo tylko jedna może być kara za to co się stało. Nie opłakujcie mnie, bo nie ma sensu. Takich jak ja się nie opłakuje. Oni leżą gdzieś na cmentarzu, tukej gdzie Janusz, ale gdzie, to tylko ja wiem i Pan Bóg. Cóż więcej mogę powiedzieć… Stało się, bo stać się musiało. Mamo, te samochody są dla Grzesia, łachy też, weźcie co uważacie, ino mieszkanie ostowcie Mietkowi, bo mnie już nic nie potrzeba. I tak, jak żech wom godoł, nie chca żadnego pogrzebu, nie chca żadnych kujwa pochówków. Tak macie zrobić, żeby było dobrze. No…”.

Głos Ryszarda na nagraniu jest spokojny. Momentami podniosły.

Po sekcji ciała Wolanego wiadomo, że mężczyzna musiał pić. Najprawdopodobniej przez całą sobotę. W niedzielę 13 lutego popełnił samobójstwo. Śledczy ponad wszelką wątpliwość wykluczają udział osób trzecich. Ryszard podciął sobie gardło znalezioną w pobliżu zwłok żyletką. Takie są fakty? Tylko gdzie podziała się Barbara i dzieci?

Śledztwo na cmentarzu

W momencie zaginięcia Arek ma 6 lat, Ilona 4, Sebastian 2, a Andżelika roczek. Policjanci dokładnie sprawdzają mieszkanie. Na miejscu są wszystkie dokumenty Barbary i dzieci, ich zimowe ubrania. Matka Ryszarda potwierdza, że nie brakuje żadnych osobistych rzeczy. Funkcjonariusze sprawdzają i badają każdy centymetr mieszkania. Poza krwią Ryszarda nie ma żadnych innych śladów krwi. Nic nie świadczy o tym, że w mieszkaniu doszło do bójki, jakiegoś szarpania.

Zdjęcia Barbary i dzieci rozsyłane są do wszystkich komend w kraju. Śledczy analizują nagrane słowa Wolanego. – Mówi o Januszu. Może chodzi o pierwszego męża Barbary? – mówią. Ustalają, że ten został pochowany na cmentarzu w Chorzowie przy ul. Drzymały. To ponad kilometr drogi od mieszkania Wolanych.

Śledczy spotykają się z miejscowym proboszczem. Mówią, że muszą sprawdzić nie tylko grób Janusza, ale też inne groby. Mogiła Janusza nietknięta. Na świeżych grobach leży śnieg, ziemia jest zamarznięta. Nie widać, żadnych śladów. Sprawdzane są też grobowce. Ale nie ma śladów świadczących o tym, że ktoś przy nich majstrował, próbował je otworzyć.

Czy rzeczywiście Ryszard zabił żonę i dzieci? I nikt niczego nie słyszał, nie widział? Policjanci maglują sąsiadów. Ci zapewniają, że nic. I w tym, co mówią, są wiarygodni. Policjanci myślą tak: mógł udusić ich w nocy. Dzieci głęboko spały, kobieta być może zasnęła po alkoholu. I było cicho, bez krzyków i szamotania. Ale jak Wolany z mieszkania wyniósł pięć ciał i nikt niczego nie widział?

Jak zniknęły ciała? Tajemnica na wieki

Policjanci sprawdzają kanały, piwnice w okolicznych domach. W Chorzowie budowana jest Drogowa Trasa Średnicowa. Śledczy jeżdżą też na budowę. Bezskutecznie. Nadzieja pojawia się na chwilę. Na policję zgłasza się dwóch świadków. Pacjentka ze szpitala w pobliżu cmentarza przy ul. Drzymały. I miejscowy zbieracz złomu. Kobieta opowiada, że w szpitalu nie mogła spać. Nocami patrzyła przez okno. Widziała sylwetkę mężczyzny. Dziwnie się zachowywał, pojawiał się i znikał. Tyle mówi świadek. Nie potrafi ani opisać mężczyzny ani też nic więcej podać.

Złomiarz z kolei zgłasza kradzież ręcznego wózka. Czy mógł go ukraść Wolany, by przewieźć zwłoki? Rodzina przecież nie miała samochodu. Te, o których mówi Ryszard na nagraniu, to najpewniej dziecięce zabawki. Teoretycznie mógł ukraść, ale co więcej z tego wynika?

Czy ciała mogły zostać rozpuszczone? W „Prodrynie”, owszem, produkuje się chemikalia, Wolany mógł mieć do nich dostęp, ale nie na tyle silne, by rozpuścić ludzkie zwłoki. Jeśli nawet tak by się stało, to gdzieś poza mieszkaniem.

Od 24 lat Barbara i dzieci uznawane są za zaginionych. W rozwiązanie tej makabrycznej zagadki przestali wierzyć krewni rodziny. Do chorzowskiego Sądu Rejonowego skierowali pismo, że chcą wreszcie uporządkować sprawy spadkowe. Sąd rodzinę uzna za zmarłych w styczniu. Chyba że do tego czasu pojawi się nowy wątek w sprawie albo też odnajdą się sami zaginieni. Tylko czy ktoś w to jeszcze wierzy?
http://katowice.w...atach.html
Edytowane przez elin dnia 05-11-2018 10:43
 
Przejdź do forum:
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło
Wygenerowano w sekund: 0.06 - 23 zapytań MySQL 11,083,318 unikalnych wizyt