Znaki szczególne: blizna po ospie - wgłębienie na czole pomiędzy rzęsami nad nosem http://zaginieni....ESZEK.html
Edytowane przez elin dnia 12-03-2013 23:19
Wyszedł z domu po południu 3 sierpnia. Wsiadł na rower. Nikt nie pytał, dokąd jedzie ani po co. Zawsze przecież wracał przed kolacją. Teczka Leszka Lewandowskiego w policyjnym "archiwum X" leży już dziewiąty rok.
Tą historią żył cały Solec Kujawski. Latem 2004 roku znika bez śladu młody człowiek. Miał wtedy dwadzieścia lat. Dopiero co wrócił z wojska, ledwie znalazł pracę w soleckiej stolarni. - Jak kamfora; jak kamień w wodę; jakby zapadł się pod ziemię - mówią ci mieszkańcy, którzy Leszka znali. I którym sprawa jego zniknięcia szczególnie leżała na sercu. Motyw? Konflikt rodzinny? Długi? Nastąpił komuś na odcisk? Wszyscy zgodnie podkreślają: "On nie miał wrogów. Normalny, skromny chłopak. Nie był konfliktowy". Przerwana cisza Pierwszego października tego roku. Telefon do redakcji: - Napiszcie o tym zaginięciu, przypomnijcie tę historię. Sprawa może się w końcu rozwiązać - mówił nasz informator. Nie przedstawił się i rozłączył. Tylko dwa krótkie, elektryzujące zdania. Pytam w policji o postępy w sprawie tego zaginięcia. Dowiaduję się, że kilka miesięcy temu postępowanie od soleckich mundurowych przejęli "poszukiwacze" z Bydgoszczy. - Nadal pracujemy nad sprawą - mówi Maciej Daszkiewicz, z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. - Mogę tylko powiedzie, że ostatnio pojawiły się nowe informacje, które mam nadzieję w najbliższym czasie pozwolą na wyjaśnienie okoliczności tej sprawy. Co takiego wywęszyli śledczy? I jaki to nowy trop, o którym między wierszami wspomniał też informator? Policja milczy. "Poszukiwacze" tłumaczą, że to dla dobra śledztwa. Solec Kujawski to niewielka miejscowość. Łatwo znaleźć dom przy ulicy Kasztanowej, w którym mieszkał Leszek. Dom, jakich wiele w okolicy, zwykły otynkowany budynek jednorodzinny. Furtka obok bramy zabezpieczona tylko drutem, bez problemu wchodzę. Nikt nie wita. Nie odpowiada na dzwonek umieszczony przy drzwiach wejściowych.
Amok i desperacja Z drugiej strony, obok garażu przy dostawczym samochodzie krząta się Roman, brat Leszka. - Co ja takiego mogę powiedzieć? - odpowiada pytaniem na pytanie. - Trzeba żyć dalej - dodaje. To tylko poza. Może skorupa, tarcza, którą brat Leszka broni się przed dramatem sprzed dziewięciu lat. A może tak właśnie działa mechanizm obronny, mechanizm wyparcia. Wspomina pierwsze dni po zniknięciu brata. Gorączkę, amok poszukiwań. - To działo się automatycznie. Przetrząsnęliśmy z siostrą i znajomymi całą okolicę. Pytaliśmy wszystkich, co do których mieliśmy cień przypuszczenia, że mogą znać Leszka. I nic. Nikt go nie widział, nikt go nie spotkał tego dnia ani później. Od razu o sprawie została poinformowana policja i Centrum Poszukiwań "Itaka". Tydzień, może dwa po zaginięciu, wyjaśniają krewni Leszka, w Solcu Kujawskim i w Bydgoszczy rodzeństwo rozlepiało plakaty informujące o zaginięciu. Na plakatach było to samo zdjęcie, które dostała "Itaka". Widać na nim młodego mężczyznę, jeszcze prawie nastolatka. Twarz chłopięca; z fotografii spoglądają niebieskie oczy. W adnotacji komunikatu zamieszczonego na stronie "Itaki" jest zakładka "wzrost: 182 cm. Oraz "znaki szczególne". To blizna na czole. Gdy własne poszukiwania nie przyniosły rezultatu, a policyjne postępowanie też nic nie wniosło do sprawy, rodzina postanowiła spróbować innego sposobu. W desperacji uderzyli do jasnowidzów. Rodzimych i... zagranicznych. - Mamy rodzinę w Belgii. Znaleźli nam tam panią jasnowidz - mówi Roman. Krewni Leszka zaznaczają, że nie mają zamiaru opowiadać bajek. Ale to, co powiedziała belgijska chiromantka, przekazali też policji. Tak na wszelki wypadek. Dość wspomnieć, że w wizji Belgijki była woda i jakiś brzeg. Uśmiechnięty chłopak Jakim zapamiętali Leszka jego bliscy? Mówią, że śmieszą ich te wszystkie plotki i domysły, które krążyły w Solcu Kujawskim krótko po zaginięciu. A to, że może poszło o jakieś długi; a to, że może miała miejsce jakaś kłótnia. - To bez sensu! Leszek to dobry chłopak. Nigdy nie było z nim żadnych problemów. - Czy wcześniej bywało, że znikał z domu? - pytam. - A skądże! Nigdy i nigdy też nie był skonfliktowany z rodziną. Ot, dwudziestoletni chłopak, który dopiero zaczyna sobie życie układać. Dopiero zaczął pracę... Rodzina szukała Leszka nawet w Szczecinie. Krewni trafili tam kierując się zasadą, że należy sprawdzić wszystkie, nawet najbardziej nieprawdopodobne scenariusze. A Szczecin sprawdzili, bo tam wcześnie odbywał zasadniczą służbę w Straży Granicznej. W dokumentach jednostki nie ma o nim złego słowa. Te papiery zresztą też trafiły do materiałów policji. Leszka z lat szkolnych pamięta również Elżbieta Wysocka, była dyrektorka Zespołu Szkół Ogólnokształcących i Zawodowych w Solcu Kujawskim. - Wesoły, uśmiechnięty, pogodny chłopiec - wspomina nauczycielka. - Uczył się u nas stolarstwa. Jego rodzina przeprowadziła się do Solca, kiedy on był jeszcze w podstawówce. Młodzi ludzie w takich sytuacjach zawsze próbują znaleźć sobie grupę nowych znajomych. Nigdy jednak nie wpadł w poważne tarapaty. Feralnego popołudnia Leszek powiedział, że wychodzi z domu, ale zaraz wróci. Miał na sobie granatową koszulkę, ciemne dżinsy i sandały. Wsiadł na rower i zniknął.
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"